Stranger Things 3. Zabawa trwa dalej

”Stranger Things” – jeden z ulubionych seriali – chociaż przyznaję – sama nie do końca wiem dlaczego. Przede wszystkim chyba ze względu na doskonałą rozrywkę, od której nie można się oderwać i odkleić oczu od ekranu. Myślę, że właśnie za to najbardziej. Bo o to w ”Stranger Things” przecież chodzi – o świetną zabawę.

3 sezon serii miał być miał być lepszy i większy od poprzednich. I wszystko się zgadza, bo dokładnie taki jest – bracia Dufferowie dotrzymali słowa. W skrócie: jest więcej, bardziej, mocniej. Także pod względem emocjonalnym. I to właśnie te emocje urzekły mnie w najnowszym sezonie najbardziej. Dzieciaki dorastają, a gdy dorastasz, wiadomo – kłębi się w tobie niezliczona ilość skrajnych nastrojów, cała masa przeróżnych wątpliwości i plątanina sprzecznych uczuć. Czyli mówiąc wprost – mieszanka wybuchowa.

Dzieciaki są coraz starsze i, oprócz oczywiście ratowania świata, mają teraz zupełnie nowe problemy. Ot całkiem zwyczajne nastoletnie sprawy. I jak na nastolatków przystało… zakochują się. Na pierwszy plan wysuwa się rzecz jasna związek Nastki i Mike’a, którzy wprost nie mogą się od siebie odkleić (co z kolei doprowadza do szału Hopper’ a, starającego się jak najlepiej odnaleźć w roli ojca nastoletniej dziewczyny, w dodatku dysponującej nadprzyrodzonymi mocami). W kategorii pierwszych miłości zdecydowanie wygrywa jednak Dustin – jego miłość na odległość do nowo poznanej na obozie dziewczynki o imieniu Suzie (w której istnienie każdy powątpiewa) jest przeurocza. Nie tylko dzieciaki się zakochują – jest Joyce i Jim’, pani Wheeler żywo „zainteresowana” Billy’im i jeszcze jedna, moja ulubiona, para bohaterów, między którymi dochodzi do nieoczekiwanego obrotu sytuacji (twist z 7 odcinka). Jak to jedna z recenzentek ładnie ujęła – w Hawkins nastało lato miłości.

Jest zakochanie? Bywa i zerwanie. Tak, dzieciaki również ze sobą zrywają… W tej dziedzinie przodują Max i Lucas, ale „problem” nie dotyczy tylko ich – niestety nie ma relacji doskonałych i jak głosi znane porzekadło: wszystko, co dobre, kiedyś się kończy… Całe szczęście, może się zacząć od początku. Coś poza tym? A jakże. Kłótnie, próby buntu, walka o marzenia, nawet gdy te początkowo wydają się nierealne do zrealizowania (rozmowa Nancy z mamą to jedna z najbardziej wzruszających scen w 3 sezonie), a nawet zmaganie się z nierównym traktowaniem ze względu na płeć (znowu Nancy i jej próby „przetrwania” letniego stażu w lokalnej gazecie wśród seksistowskich współpracowników). Jak widać młodzi ludzie z Hawkins nie mają łatwego życia. 3 część serii to opowieść o przyjaźni i relacjach wystawionych na próbę. To piękna i mądra historia o mierzeniu się ze swoimi lękami, poszukiwaniu siebie i dorastaniu.

Jest rok 1985, początek wakacji, po krótkiej przerwie, zło znowu budzi się do życia. W opuszczonych budynkach na odludziu Rosjanie prowadzą tajne, straszne eksperymenty, szalone szczury zjadają chemikalia, magnesy same spadają z lodówki, a odrodzony łupieżca umysłów dopada niewinnych ludzi i buduje swoją niezłomną armię – do akcji wkraczają dzieciaki – trzeba ratować świat. Całe szczęście jest Will, który odpowiednio wcześniej ostrzeże przyjaciół, czując na karku przeszywające dreszcze. Jest też Nastka, której moc z niejedną przeszkodą, pozornie nie do pokonania, da sobie radę. No i Robin, z uchem do języków – przy łamaniu rosyjskich szyfrów niezastąpiona (powiedzmy sobie jednak uczciwie – bez Dustina i Steave’a nie dałaby rady).

W 3 sezonie dzieje się naprawdę dużo, nie ma mowy o nudzie i trudno oderwać wzrok od ekranu – trzeba się solidnie natrudzić, żeby zrobić przerwę i zatrzymać kolejny odcinek (najbardziej sensownie byłoby zatem tego nie robić). Atrakcji jest całe mnóstwo, bardzo dobry poziom został utrzymany, a powiedziałabym nawet, że poprzeczka została podniesiona. I owszem zdarzają się fabularne nieścisłości (o nich krótko później), ale zupełnie nie przeszkadza to w odbiorze. Cięższe momenty rozładowywane są wybornym poczuciem humoru (śmiechu jest więcej niż w poprzednich sezonach, co działa mocno na plus – zastosowano super manewr rozładowujący napięcie, pozwalający złapać oddech). Mając jakoś zaklasyfikować gatunkowo ”Stranger Things 3” określiłabym go jako komedię grozy. Chociaż tej mieszance ciężko przykleić jakąkolwiek etykietkę, bo znajdziemy w niej przeróżne – tylko na pierwszy rzut oka niespójne – elementy. Jest horror, jest film szpiegowski, jest rzecz jasna science fiction, całe mnóstwo scen akcji, a nawet dramat obyczajowy. Nie da się też nie docenić efektów specjalnych, które są dopracowane prawdziwie po mistrzowsku.

Trzecia część jest wprost naszpikowana ukrytymi znaczeniami – jak widać, bracia Dufferowie to baczni obserwatorzy z nietuzinkowym poczuciem humoru. Przeplatające się wątki społeczne, polityczne i ekonomiczne tworzą doskonały komentarz do historii Ameryki i idealnego obrazka amerykańskiej społeczności w ogóle. ”Stranger Things” to jednak przede wszystkim prawdziwy ukłon w stronę nerdów, kinomanów i po prostu uroczy (chociaż czasem straszą potwory, a światu grozi zagłada) powrót do przeszłości. Przychodzi mi teraz na myśl jedno konkretne słowo: nostalgia – według mnie to właśnie ono najlepiej opisuje serialową podróż do lat 80. Co ją wzbudza? Wyliczanka będzie imponująco okazała – łatwiej byłoby zapytać: czego tutaj nie ma? Na pierwszy ogień idą nawiązania do filmów z tamtego okresu: „Powrót do przyszłości”, „Niekończąca się opowieść”, „Zdążyć przed północą”, „Czerwony Świt”, „E.T”, „Obcy”, „Terminator”, „Coś” – zapewne to tylko część znanych tytułów i co uważniejsi widzowie na pewno dopatrzą się ich więcej. Jeżeli chodzi o warstwę muzyczną jest równie wybornie – ”Things Can Only Get Better” Howarda Jonesa czy ”Material Girl” Madonny to tylko przedsmak muzycznych doznań w najnowszym sezonie serialu – o tak, dokładnie w tak doskonałych rytmach wybrzmiewa 3. część ”Stranger Things” (w życiu nie słyszałam tak uroczej wersji ”Never Ending Story” jak w wykonaniu dwójki dzieciaków w jednej z kluczowych scen). Do tego dołóżmy całą resztę, czyli: ubiór (nowy styl Nastki wymiata), gry (” Dungeons & Dragons”), komiksy, gadżety, dzieciaki na rowerach – wszystko w jaskrawej palecie kolorystycznej i mamy wszystko – w przeciągu jednej chwili przenosimy się do przeszłości – lata 80. rządzą.

Co jeszcze zasługuje na pochwały w ”Stranger Things” 3? Bez cienia wątpliwości rewelacyjnie napisane postacie. Pod tym względem scenariusz jest dopracowany w najdrobniejszych detalach. Dialogi są wprost fantastyczne – rozmowy wypadają lekko i naturalnie, a poza tym przemycono w nich sporo ciepłych, motywacyjnych treści – i bardzo dobrze, bo wychodzi to naprawdę zgrabnie i mądrze. Bohaterowie są kompletni, między aktorami czuć chemię i fajną energię. Dobrą robotę robią ci, którzy dopiero teraz dołączyli do obsady (wkurzająca i urocza zarazem Erica i superinteligentna Robin wnoszą do serialu powiew świeżości). Moi serialowi faworyci to, wspominani już, Robin i Steave, bardzo wiarygodne w swojej przyjaźni Nastka i Max, no i Dustin ze swoim optymizmem, życiowymi mądrościami i poczuciem humoru, w którym nie ma sobie równych. Aha – zawirowania (tak, tak – miłosne) między Joyce i Jim’em i mocniejsze (chociaż humorystyczne) zaakcentowanie tych postaci również zasługuje na dużego plusa (Joyce bierze sprawy w swoje ręce i działa niczym rasowa policjantka, a Hooper próbuje być dobrym ojcem i testuje nowe sposoby na podryw). Doceniam też rozbudowanie wątku Billy’ego (w tym sezonie miał, co grać) i niejednoznaczne przedstawienie jego historii (a historia to naprawdę smutna), a i kierunek w jakim poprowadzono rolę Nancy wypadł więcej niż w poprawnie (z uleglej w poprzednich sezonach dziewczyny przeradza się w młodą kobietę zacięcie walczącą i o swoje zdanie, i o marzenia; w ogóle dziewczyny kradną całą 3. część).

Czy jest w 3. sezonie coś, co nie do końca zagrało? Jasne – jednak to same drobnostki, nie przesądzające w żadnym wypadku o całości i niespecjalnie wpływające na ogólny odbiór serialu. Mnie najbardziej frapowało to, że dzieciaki w pocie czoła, narażając życie, ratują świat, a świat niczego nie zauważa. Ogromy potwór niszczy miasteczko (z dnia na dzień giną ludzie, budynki się walą, co powoduje przecież niemały hałas, zresztą – sam stwór też wydaje niczego sobie dźwięki), a jego mieszkańcy zdają się niczego nie widzieć i nie słyszeć (nawet policja i media są spóźnione – reagują dopiero na koniec sezonu) – trochę to mało prawdopodobne i nieco dziwne (nawet jak na tak odjechaną produkcję jak ”Stranger Things”). Drobne uchybienie scenariuszowe (albo celowy zabieg, bo akcja się nie rozmywa i nie rozpraszamy się wątkami pobocznymi – i tak dzieje się bardzo dużo) – to wszystko – w świetnej zabawie absolutnie nie przeszkadza. Trochę też „zabrakło” w najnowszym sezonie Willa, który niby jest, a jednak jakoś go mało (podobnie z Lucasem).

Podsumowania nie będzie, bo chociaż nie miałam takiego zamiaru, rozpisałam się. No nic, trudno. Może komuś będzie się chciało przeczytać do końca, jeśli nie, spoko. W przyszłości w aż tak długie formy nie będę „się bawić” (albo tak tylko sobie obiecuję, a jak przyjdzie co do czego, znowu zadziała moja silna „potrzeba” dopracowywania szczegółów i poprawiania w nieskończoność). Jedna ważna, w sumie najistotniejsza, informacja i odpowiedź na zasadnicze pytanie: oglądać, czy nie oglądać? Tak, oglądać.

Dodaj komentarz